powrót

                                                                      

Nina Piątkowska

1915 – 1994

 

                          Urodziła się 4 września 1915 roku w Wilnie. Tam ukończyła w 1932 roku gimnazjum ogólnokształcące i złożyła egzamin dojrzałości w Kuratorum Szkolnego Okręgu Wileńskiego.

                          Po wyjściu za mąż w 1938 roku przeniosła się do Chełma. Po aresztowaniu   przez gestapo w 1942 roku jej męża, żołnierza AK, sama wychowywała córkę, zarabiając na utrzymanie szyciem.

                          Po zakończeniu wojny w 1945 r. została zatrudniona w II Państwowym Liceum i Gimnazjum Żeńskim im.Królowej Jadwigi w Chełmie, gdzie uczyła robót ręcznych   i wychowania fizycznego do 1954 r. Od 1954 roku związała się z I Liceum Ogólnokształcącym im.St.Czarnieckiego. Uczyła różnych przedmiotów: wychowania fizycznego, przysposobienia wojskowego,języka rosyjskiego,była opiekunką zespołu tańca ludowego, szkolnej organizacji PCK, drużyn sanitarnych i koła strzeleckiego.

                        Zmarła 13 marca 1994 roku.

Żywot pracą pisany

Współczesny poeta polski, ks. Jan Twardowski, w wierszu "Spieszmy" się pisze:

       "Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
       Zostaną po nich buty i telefon głuchy
       tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
       najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje
       potem cisza normalna, więc całkiem nieznośna
       jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
       kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
(... )
       (...)
Kochamy wciąż za mało i stale za późno"

       13 marca 1994 roku odeszła od nas profesor Nina Piątkowska. Czy my, jej uczniowie, kochaliśmy ją za mało? Myślę, że chyba nie. Chociaż może zbyt rzadko te swoje uczucia jej okazywaliśmy. Może za rzadko mówiliśmy, jak bardzo ją podziwiamy, jak bardzo ją cenimy?
       Przede wszystkim za jej pracowitość i rzetelność, za Jej związek z tą szkolą i tą młodzieżą, za to po prostu, że była. Dla mnie, Jej uczennicy, Kocio, pozostanie na zawsze w pamięci jako ktoś, kto nauczył mnie bardzo dużo i nie tylko wiedzy z przysposobienia wojskowego czy przewrotów w przód na lekcjach wychowania fizycznego, ale przede wszystkim stosunku do szkoły, odpowiedzialności za podjęte zobowiązania, woli walki na zawodach sanitarnych czy strzeleckich i walki z różnymi przeciwnościami losu w życiu, uporu w dążeniu do wyznaczonego celu.
       Pani profesor urodziła się 4 września 1915 w Wilnie, tam ukończyła w 1932 r. gimnazjum ogólnokształcące i złożyła egzamin dojrzałości w Kuratorium Szkolnego Okręgu Wileńskiego. Trudna sytuacja materialna rodziny nie pozwoliła jej podjąć od razu studiów, ale już wówczas rozwijała swoje zainteresowania sportowe w sekcji lekkoatletycznej Wileńskiego Klubu Sportowego.
       Po wyjściu za mąż w 1938 roku profesor Nina Piątkowska przeniosła się do Chełma. Jej mąż w okresie okupacji był żołnierzem AK, a ich mieszkanie stało się miejscem tajnych spotkań. Po aresztowaniu przez gestapo męża w 1942 r. i osadzeniu go na Majdanku pani profesor sama wychowywała córkę, zarabiając na utrzymanie szyciem.
       Po zakończeniu wojny w 1945 r. pani Nina została zatrudniona w II Państwowym Liceum i Gimnazjum Żeńskim im. Królowej Jadwigi w Chełmie, gdzie pracowała jako nauczycielka robót ręcznych i wychowania fizycznego do 1954 r.
       Od 1 września 1954 roku związana była z naszym liceum. Uczyła różnych przedmiotów: wychowania fizycznego, przysposobienia obronnego, języka rosyjskiego, była opiekunką zespołu tańca ludowego, szkolnej organizacji PCK, drużyn sanitarnych i koła strzeleckiego.
       Stale pogłębiała swoją wiedzę. W 1952 r. złożyła egzamin państwowy na nauczyciela szkół średnich ogólnokształcących z wychowania fizycznego w Warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego, później były różnorodne kursy, np. dla komendantek SP, instruktorek PCK, sportów wodnych we Wrocławiu, nauczycieli przysposobienia wojskowego w Garcynie, instruktorów tańca w Lublinie i wiele, wiele innych, aż wreszcie w 1967 roku w wieku 42 lat profesor Piątkowska kończy studia dla pracujących na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Pamiętam, z jakim zaangażowaniem pani profesor, opowiadała mi w czasie podróży pociągiem, jakie to style w pływaniu musi zaliczyć, jak wiele wysiłku kosztuje ją nauczenie się delfina. Będąc wtedy studentką zastanawiałam się, czy mnie chciałoby się tak jeździć do Warszawy, tracić wolne niedziele na dodatkową naukę. Ale profesor się chciało. Była bowiem wymagająca nie tylko wobec nas uczniów, ale przede wszystkim wobec siebie.
       Pamiętam, ile czasu poświęcałam na naukę przysposobienia wojskowego, jak mając dyżur przed lekcjami wychowania fizycznego musiałam myć podłogę w sali gimnastycznej, by ćwiczyć później w czystej, ile trudu kosztowało mnie zaliczenie strzelania na lekcjach przysposobienia wojskowego.
       Pamiętam też, jak byłam nie zawsze jako uczennica w porządku wobec profesor, jak przeszkadzaliśmy jej na lekcjach, za co systematycznie otrzymywałam dwóje za gadanie. I chociaż na świadectwie maturalnym mam trójkę z przysposobienia wojskowego, to profesor wspominam z ogromną serdecznością i bardzo, bardzo ciepło.
       A kiedy po studiach powróciłam do swojej szkoły jako nauczyciel, to zawsze z podziwem patrzyłam na panią Ninę, która mimo już podeszłego wieku, zawsze była pełna sił witalnych, zawsze była zapracowana i zagoniona. Bo albo szyła stroje z młodzieżą dla zespołu tanecznego, albo popołudniami, w swoim wolnym czasie, przygotowywała uczniów do zawodów sanitarnych, albo prowadziła zajęcia koła strzeleckiego, albo w czasie wakacji brała udział w obozach przysposobienia obronnego.
       A później, już w czasie zawodów, walczyła jak lew o każdy punkt. I młodzież I Liceum Ogólnokształcącego wygrywała, a jeżeli zdarzały się porażki - profesor boleśnie to przeżywała.
       A kiedy przeszła na emeryturę, robiła to samo, nierzadko za darmo.
       Ileż niezapomnianych przeżyć dostarczał nam zespół taneczny, iluż uczniów tu stawiało pierwsze kroki w tańcu, by później w czasie studiów, rozwijać swoje umiejętności w studenckich zespołach pieśni i tańca, ileż pucharów zdobytych przez panią Ninę zdobi gabinet dyrektora szkoły. Zawsze znajdowała czas dla młodzieży, zawsze mobilizowała nas, swoich uczniów a później wychowawców - byśmy zachęcali młodzież w klasach do pracy w zespole tanecznym. Nierzadko na próby przychodziła chora, z temperaturą, ale nigdy ich nie opuściła, bo miała świadomość, że tu w szkole na nią czekają uczniowie. Z iluż klasami wędrowała po kraju jako opiekun wycieczek, była też zawsze najwdzięczniejszym słuchaczem przewodników.
        Zawsze myślała o dobrym imieniu szkoły. Pamiętam, jak kiedyś, będąc z klasą na wycieczce w Krakowie, byliśmy w Piwnicy pod Baranami. Był to rok 1982 program kabaretowy z podtekstami, dający dużo powodów do śmiechu. I pani Nina, która upomina mnie: Ty, Kociu nie śmiej się tak głośno, bo jeszcze kto z SB do szkoły napisze, że I LO z Chełma na niewłaściwe programy chodzi. To była cała pani Nina.
       Dlatego będę wspominała ją zawsze ciepło i serdecznie. Dlatego pozostanie w mojej pamięci jako Ktoś, kto mimo wielu trudności i kłopotów własnych, mimo choroby uczył mnie rzetelnej pracy i umiłowania szkoły.
       Okazuje się, że cechy charakteru Pani Profesor imponowały nie tylko nam, uczniom starszego pokolenia Czarniecczyków, Profesor zdobyła serce młodszych pokoleń. Tak żegnał Panią Niną Maciek Stryjecki - absolwent z 1994 roku.
                                                                                    

                                                                                                              Janina  Leszko

 

 

powrót

Materiał źródłowy: "Księga pamiątkowa czarniecczyków" - opracował SZ.