powrót

|
Pelagia
Matysiak
1921
– 1995
|
Urodziła
się 22 listopada 1921 roku w Chełmie, z którym była związana aż do śmierci.
7 kwietnia 1946 roku ukończyła Liceum Ogólnokształcące im.Królowej
Jadwigi w Chełmie. Studiowała na wydziale matematyczno- fizyczno- chemicznym
Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie. Po ukończeniu studiów
(z wyróżnieniem) podjęła twórczą pracę asystentki zakładu chemii
tejże uczelni. W 1952 roku powróciła do Chełma gdzie rozpoczęła pracę
w I Liceum Ogólnokształcącym im.St.Czarnieckiego na stanowisku nauczyciela
chemii.
Była
pedagogiem aktywnym i niezwykle twórczym, fascynatką nauczanego przez
siebie przedmiotu. Przybliżała uczniom tajniki chemii łącząc teorię z praktyką.
Była organizatorką wielu wycieczek do zakładów chemicznych. Zaangażowała
się w życie szkoły również jako opiekunka Samorządu Szkolnego, pełniąc
tę funkcję przez kilka lat. Przygotowywała wspólnie z młodzieżą wiele
imprez artystycznych na terenie szkoły i w środowisku. Była współorganizatorką
części artystycznej prezentowanej podczas III Zjazdu Czarniecczyków.
Za
swój wkład w edukację młodzieży została odznaczona Krzyżem Kawalerskim
Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi i Medalem Komisji Edukacji
Narodowej.
Zmarła
31 stycznia 1995 roku . Spoczęła na cmentarzu komunalnym przy ul.Mościckiego
w Chełmie.
Materiał źródłowy: ”Księga pamiątkowa czarniecczyków” -
opracowa SZ.
Chwila
wspomnień
Była
kobietą dynamiczną, z pasją podchodziła do każdej lekcji. Do klasy wpadała jak
burza, z rozwichrzonymi włosami. Nazywaliśmy Ją „Heksa”, ale przecież
to nie było złośliwe, to był Jej charakter.
Znaliśmy
się od dawna.. Była koleżanką z liceum mojej Mamy i została moją chrzestną..
Niewiele jednak było okazji do wspólnych spotkań, ale kiedyś na spacerze, gdy byłem jeszcze w podstawówce
spytała mnie -jakiego gazu jest najwięcej w atmosferze. Wtedy strzeliłem gafę
- była zawiedziona. Ale od tej pory już pamiętałem.
Potem
spotkaliśmy się w liceum. Chemia nie była moją pasją, ale Pani Profesor bardzo
mnie lubiła , no i trochę faworyzowała – aż czasami było mi głupio. Zmuszało mnie
to jednak do zwiększonego wysiłku, bardzo nie chciałem zawieść swojej nauczycielki.
Nie zostałem jednak chemikiem, chociaż lekcje chemii bardzo mnie ciekawiły.
Sposób prowadzenia zajęć przez naszą profesorkę był bardzo pouczający,
wyzwalał w nas zaangażowanie, dzięki przekonywującemu stylowi prowadzenia
wykładu, jak i dużej ilości doświadczeń chemicznych, wykonywanych
mimo skromnego zaplecza pracowni. Wprawdzie nie zawsze wychodziło to,
czego należało się spodziewać, ale wnioski z doświadczeń były zawsze słuszne,
no i przecież szkoły nie wysadziliśmy w powietrze.
Po
zdaniu matury wyjechałem do Warszawy i nasz kontakt prawie zupełnie się
urwał, chociaż często, podczas mego pobytu w Chełmie rozmawialiśmy o Niej w
gronie rodzinnym.
Teraz przyszedł czas na refleksje.
Chyba jednak za mało docenialiśmy wielkie
zaangażowania naszej profesorki. Ona naprawdę chciała nauczyć nas chemii...
i nauczyła.
Mieliśmy
w naszej klasie wspaniałych i wybitnych pedagogów , a profesor Pelagia
Matysiak była jednym z nich.
Zbyszek
Sieduszewski
* * *
Janina Leszko
Nauczycielka pełna nie gasnącego entuzjazmu
Pelagia Matysiak urodziła się 22 listopada 1921 roku w
Chełmie. W tym mieście dorastała i pobierała naukę. Maturę uzyskała w Liceum
Ogólnokształcącym imienia Królowej Jadwigi dnia 7 czerwca 1946 roku. Była zdolną
uczennicą, a później okazało się, że zdolną, wyróżniającą się studentką i
nauczycielką. Po maturze podjęła studia na wydziale
matematyczno-fizyczno-chemicznym Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w
Lublinie. Już w trakcie studiowania podjęła pracę asystentki w zakładzie
mineralogii UMCS w Lublinie, a po ukończeniu studiów została zatrudniona na
etacie starszego asystenta. Na uczelni Pelagia Matysiak pracowała
przez okres sześciu lat. Warunki rodzinne sprawiły, że pozostawiła ukochaną
krystalochemię i wróciła do rodzinnego miasta i domu. Wtedy też
podjęła pracę nauczycielki chemii w I Liceum Ogólnokształcącym imienia Stefana
Czarnieckiego w Chełmie. Pracę tę wykonywała z wielkim entuzjazmem. Szybko
rozpoznawała utalentowanych uczniów i aktywizowała ich do pracy zarówno w
procesie lekcyjnym, jak i szkolnym kole chemicznym. Uczniowie
zdolniejsi otrzymywali trudniejsze zadania, a także poszerzali swoją wiedzę pod
kierunkiem pani profesor o zagadnienia wykraczające poza program szkolny. I w
taki to oto sposób wychowała laureatów olimpiady chemicznej. Cieszyła
się bardzo uczniami uzdolnionymi, ale nie zaniedbywała uczniów mniej zdolnych -
umiała dostrzec ich wysiłek, sumienność i pracę. To, że jej uczniowie byli
laureatami olimpiady chemicznej, mogło się stać dzięki jej zaangażowaniu w pracę
pozalekcyjną, a także dzięki doskonałemu znawstwu nauczanego przedmiotu. Dla
szkoły to wielki sukces, gdy uczeń sięga laurów, a dla nauczycieli tej szkoły
radość i jeszcze większa motywacja do sumiennej pracy. Oto uczeń I
Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie, miasta
nieuniwersyteckiego, znalazł się na liście zwycięzców olimpiady chemicznej w
Warszawie. Powód do dumy!
Poza pracą czysto teoretyczną, angażowała uczniów,
zrzeszonych w kole chemicznym, do poznawania procesów technologicznych, a przez
to jakby dotykania chemii - jej dobrodziejstw, ale i szkód, jakie może
wyrządzić. Służyły temu celowi wycieczki do różnych zakładów chemicznych na
terenie Polski. Trudno nie wspomnieć niektórych z nich. Oto stoimy w
Ostrowcu Świętokrzyskim przed wielkim piecem, czekając na spust surówki. Po
pewnym czasie widzimy płynącą, rozpaloną lawę, a wokół niej ogromne iskry, takie
wielkie bengalskie ognie, i płyną w naszych umysłach różne myśli. Niektórym
kojarzy się to zjawisko ze zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia. Cóż za
niesamowita energia! Nie sposób zapomnieć naszego zachwytu, gdy
starannie przygotowaną masę porcelanową wlewa się do wymyślnych form bądź
kształtuje ręcznie i utrwala się tę nadaną formę w piecu, aż w końcu maluje
ręcznie. Te równe, złote czy srebrne paseczki, które widzimy na przedmiotach
porcelanowych, namalowała ręka ludzka, tak zwyczajnie, jednym ruchem pędzelka -
to tylko linie, a wzory - to po prostu bajka. To przywołane
wspomnienie z zakładów porcelany w Ćmielowie. W Krośnieńskich Hutach Szkła
dostarczono nam nie mniej przeżyć. Oto mistrz hutnik z bezkształtnej masy
wyczarowuje zaskakujące nas piękne kształty. Można to zrobić z masą szklaną,
która, choć piękna, w nadanej przez człowieka formie - po zakrzepnięciu - nie
będzie kryształem. Widzimy różne zastosowanie szkła, różne jego gatunki, a wśród
nich proszek szklany do celów specjalnych, którego pół wiaderka nikt z nas nie
mógł udźwignąć. Zakłady elany w Toruniu pozwoliły zobaczyć, jak płynna
nitka po drodze, którą odbywa, zestala się. Ciecz na naszych oczach zmieniała
się w ciało stałe, a w końcu oglądaliśmy włókno i różne tkaniny syntetyczne o
dużej wytrzymałości mechanicznej. Było tych wycieczek wiele: Tarnów -
Azoty, Tarnobrzeg - Siarka, Annopol fosforyty, Warszawa - Zakłady Tłuszczowe,
Pollena - Uroda, Wedel, Jeziorna k. Warszawy, najstarsza papiernia w Polsce, i
inne, których już nie będę wymieniała. Każda z nich wymagała trudu
nauczyciela, nakładała nań obowiązek czuwania w dzień i w nocy nad
bezpieczeństwem uczniów. Taki trud mógł podjąć jedynie nauczyciel nienasycony w
swoim poznawaniu i chcący tę chęć poznawania przekazywać innym. Taka właśnie
była pani Pelagia Matysiak. Kiedyś na konferencji
przedmiotowo-metodycznej w Lublinie po niezbyt "trafionym" tematycznie
wykładzie inżyniera, który informował szczegółowo o konstrukcji pewnego
urządzenia, pozwoliła sobie zauważyć, że taki wykład jest dla nas, nauczycieli,
mało przydatny. Tym stwierdzeniem ściągnęła na siebie obowiązek przygotowania
następnej konferencji u nas w szkole. Na tej konferencji prezentowała dorobek
koła chemicznego, a miała co pokazać. Poza zwykłą dokumentacją koło chemiczne
posiadało kronikę zawierającą opisy procesów technologicznych, z którymi
uczniowie zapoznali się w trakcie zwiedzania zakładów chemicznych. Była ona
bogato ilustrowana zdjęciami oraz zawierała ciekawostki, których nie da się
przeczytać w książce. Konferencja była bardzo owocna i udana. Wiele
dobrych, rzetelnych słów padło pod adresem profesor Pelagii Matysiak z ust
wytrawnych nauczycieli chemii byłego województwa lubelskiego, a także dyrektora
Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego dr Mariana Wójcika. Była to kolejna radość,
którą przeżyliśmy w szkole. Prezentowała też swoją pracę na
konferencji dyrektorów szkół byłego województwa lubelskiego. Sprawiła tym
niemałą satysfakcję i przyjemność dyrektorowi szkoły Stefanowi Mrożkiewiczowi.
Poza pracą dotyczącą nauczanego przedmiotu była przez
wiele lat opiekunką Samorządu Szkolnego, a także organizatorką imprez szkolnych
na okoliczność świąt obchodzonych zgodnie z planem pracy szkoły, a także imprez
mających miejsce w środowisku. Była współorganizatorką części
artystycznej z okazji III Zjazdu Szkoły. W swojej pracy była sumienna i żarliwa,
pełna nie gasnącego entuzjazmu. Władze oświatowe ceniły jej profesjonalizm i
zaangażowanie. W dowód uznania została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu
Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem Komisji Edukacji Narodowej.
Odeszła na emeryturę 1 września 1977
roku. Niedługo cieszyła się możliwością gospodarowania własnym czasem
zgodnie z upodobaniami. Przyszła nieuleczalna choroba jej męża, przy którym
dzielnie trwała i dokonywała heroicznych czynów, będących wyrazem miłości.
Przyszła śmierć męża. Dopóki chodziła, była codziennie na cmentarzu,
trwając w modlitwie, zaś w domu zajmowała się w głównej mierze lekturą -
czytała, czytała, czytała... Przyszła diagnoza nowotworowa dotycząca jej samej,
przyjęła ją spokojnie, ufna w Bogu.
Była człowiekiem hojnym i szczodrym, lubiącym
obdarowywać innych, wrażliwym na piękno zarówno w przyrodzie, jak i w sztuce,
zawsze wiernym swoim ideałom.
31 stycznia 1995 roku Bóg powołał ją do
siebie. Odprowadziliśmy ją do grobu w bardzo rozsłoneczniony dzień
Matki Bożej Gromnicznej. Spoczęła na cmentarzu komunalnym przy ul. Mościckiego w
Chełmie.
powrót |