powrót

                                                                          

Maria Jadwiga Czarnocka

1914-1998

 

  Biogram do publikacji w: Encyklopedia Chełma, t. I [ludzie]:

Maria Jadwiga Czarnocka [1914 – 1998], nauczycielka, profesor szkoły średniej.

    Urodziła się w rodzinie nauczycielskiej 4. 12. 1914 r. w Żyrardowie jako córka Józefa Perzyny i Kazimiery z Ulatowskich1, wówczas uchodźców wojennych z Łodzi. Rodzina Perzynów okres I wojny światowej spędziła w Peczarze na Podolu, w majątku hr. Franciszka Salezego Potockiego2, gdzie Józef otrzymał stanowisko nauczyciela domowego i wychowawcy syna hrabiego, a Kazimiera uczyła w miejscowej szkole polskiej, obejmując później jej kierownictwo. Po odzyskaniu niepodległości Józef Perzyna bierze czynny i ofiarny udział w organizacji szkolnictwa i oświaty w odrodzonej Rzeczypospolitej, m.in. organizuje preparandę nauczycielską w Opatówku koło Kalisza i kieruje seminarium nauczycielskim w Leśnej Podlaskiej. W międzyczasie [lata 1925 – 1931] Perzynowie mieszkają i uczą w Chełmie.
    Prócz Jadwigi [używała na co dzień drugiego imienia] Perzynowie mieli starszą córkę Zofię, później nauczycielkę jęz. łacińskiego, m.in. w II Liceum Ogólnokształcącym w Chełmie
3 [pocz. lat 60.] i syna Tadeusza [1920 - 1941].
    Jadwiga uczęszczała m.in. do Żeńskiego Gimnazjum im. Królowej Jadwigi w Chełmie, maturę uzyskała w Państwowym Gimnazjum Żeńskim im. Emilii Plater w Białej Podlaskiej [1934], studiowała farmację, a następnie filologię niemiecką na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie dokończyć studia i uzyskać stopień magistra filozofii mogła dopiero w r. 1950.
    Pracę nauczycielską rozpoczęła jeszcze jako studentka we wrześniu 1939 r. w gimnazjum i liceum pedagogicznym w Leśnej Podlaskiej, a po zamknięciu tych szkół przez niemieckiego okupanta, należała do grona osób najbardziej zaangażowanych w tajne nauczanie.
    Po zakończeniu okupacji niemieckiej w Leśnej [1944], uczyła w tamtejszym liceum pedagogicznym. W 1945 r. zawarła ślub z Mieczysławem Czarnockim [1914 – 1999], nauczycielem gimnazjum państwowego w Leśnej. Syn, Andrzej Czarnocki [ur. 1946], prawnik i politolog, dr hab. nauk hum., profesor nadzwyczajny w Zakładzie Stosunków Międzynarodowych UMCS w Lublinie.
    W 1952 r. uzyskała dyplom nauczycieli szkół średnich i otrzymała uprawnienia zawodowe do nauczania języka i literatury niemieckiej. Przywiązana do tradycyjnych wartości polskiej kultury, głęboko religijna, źle znosiła atmosferę nacisków władz w kierunku komunistycznej indoktrynacji młodzieży i sowietyzacji polskiej oświaty. Dlatego też wraz z mężem zdecydowała się w tym samym roku wystąpić ze służby w oświacie i przez 2 lata pozostawała bez pracy.
    Gdy jednak małżonkowie Czarnoccy za namową i z pomocą przyjaciół ostatecznie zdecydowali się powrócić do szkolnictwa, J. Cz. od 1. 09. 1954 r. objęła stanowisko nauczyciela jęz. niemieckiego w Liceum Ogólnokształcącym im. St. Czarnieckiego w Chełmie. Od tego momentu na stałe związana z Chełmem, uczyła w tymże liceum do 1978 r. Z dniem 14. 10. 1974 r. została powołana na stanowisko profesora szkoły średniej. Minister Oświaty i Wychowania przyznał jej w 1976 r. nagrodę stopnia pierwszego za wybitne osiągnięcia w pracy dydaktycznej i wychowawczej.
    Odznaczona m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Medalem Komisji Edukacji Narodowej.
    Nieliczne, wolne od obowiązków chwile, poświęcała lekturom. Była miłośniczką poezji Jana Kasprowicza. Z filozofów ceniła Nikołaja Bierdiajewa za jego trafną i przenikliwą diagnozę istoty sowieckiego komunizmu. Zmarła w Chełmie 9. 07. 1998 r. i spoczęła w grobie rodzinnym na cmentarzu przy ulicy Lwowskiej.
    W ocenie dawnych uczniów J. Cz. była „osobą niezwykłej dobroci i nieprzeciętnej skromności, cechującej ludzi zacnych i wielkich” [
Echo Leśniaków, nr 6, 1997, s. 11].

      Materiały z archiwum rodzinnego w posiadaniu Andrzeja Czarnockiego. M. Czarnocki: Szkice do wspomnień. Wyd. Anna Wepa-Pinter. Chełm 2000, s. 18-19, 23-24, 64, 68-78, 86, 88-89. Z. Książek: Życie wierne ideałom. Maria Jadwiga Czarnocka [1914-1998], [w:] Pro Patria. Pismo Ziemi Chełmskiej, 1998, nr 7-8, s. 24-25. Księga pamiątkowa Czarniecczyków, t. III, Chełm 2000, s. 189-192. D. Sikora: Szkolnictwo polskie podczas okupacji hitlerowskiej w powiecie Biała Podlaska, [w:] Rocznik Bialskopodlaski, t. VII, 1999, s. 144. J. Sroka: Leśniacy. Zakład kształcenia nauczycieli w Leśnej Podlaskiej 1916-1970. Biała Podlaska 1990, s. 148 [portret], 322-323, 326, 345, 401.

[opracował: Andrzej Czarnocki]          

1 A. Czarnocki: Józef Perzyna [1883 – 1953], [w:] Rocznik Bialskopodlaski, tom XI [2003], s. 341-44. Słownik biograficzny Wielkopolski południowo-wschodniej Ziemi Kaliskiej, t. III, Kalisz 2007, s. 318-19. J. Sroka: Leśniacy. Zakład kształcenia nauczycieli w Leśnej Podlaskiej 1916 – 1970. Biała Podlaska 1990, s. 382-83.
2 Maria Małgorzata z Radziwiłłów Franciszkowa Potocka: Z moich wspomnień [Pamiętnik]. Katolicki Ośrodek Wydawniczy Veritas. London 1983, s. 274, 310 i 316.
3 J. Sroka: cyt. wyd., s. 383-84.

* * *

Życie wierne ideałom

       Osoba, o której mówi to wspomnienie, znana części społeczeństwa chełmskiego jako długoletnia nauczycielka jęz. niemieckiego w I Liceum Ogólnokształcącym im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie, zasługuje na to, by stała się znaną szerszemu ogółowi, jako wypróbowana wartość ludzka, którą można się chlubić.
       W dość zmiennych kolejach losu, o czym decydowały burzliwe lata I, II wojny światowej i następne, Maria Jadwiga Czarnocka przyjęła w młodości niewzruszoną postawę człowieka, świadomego odpowiedzialności za swe życie, które chciała uczynić wiernym wyznawanym zasadom.

       Maria Jadwiga, córka Józefa i Kazimiery Perzynów, urodziła się w drodze w pobliżu Żyrardowa, gdyż małżonkowie z obawy przed zbliżającym się frontem skierowali się na Podole do Peczary, majątku hrabiego Franciszka Potockiego, gdzie Józef Perzyna objął posadę nauczyciela domowego i wychowawcy syna hrabiego, Ignacego Potockiego.
        Żona hrabiego, Maria Małgorzata z Radziwiłłów Potomka, została chrzestną matką przywiezionego maleństwa, a w swym "Pamiętniku" ciepło wspomina rodzinę Perzynów, która pozostaje u chlebodawcy do chwili wyjazdu Potockich do Krakowa w r. 1918.
       Perzynowie wracają do wolnego już kraju, gdzie w Opatówku koło Kalisza Józef Perzyna obejmuje kierownictwo preparandy nauczycielskiej.
        W latach następnych Perzynowie zamieszkują już w Chełmie. Józef jako nauczyciel matematyki w Seminarium Nauczycielskim, żona Kazimiera w szkole podstawowej im. Stanisława Konarskiego. W tym okresie Jadwiga (używała drugiego imienia, oczarowana postacią królowej Jadwigi Jagiellowej) uczęszczała do Żeńskiego Gimnazjum im. Królowej Jadwigi.
        Gdy rodzice jej przenieśli się do Leśnej Podlaskiej, Jadwiga kontynuowała naukę w Państwowym Gimnazjum Żeńskim im. Emilii Plater i tam złożyła egzamin dojrzałości, po czym podjęła studia na Uniwersytecie Warszawskim, początkowo na farmacji, następnie na filologii niemieckiej wydziału filozoficznego.
       Wybuch II wojny przerywa studia, które podejmuje i kończy w roku 1950 dyplomem magistra filozofii w zakresie filologii niemieckiej .
       W latach wojny prowadzi tajne nauczanie w Białej Podlaskiej, natomiast w latach 1944 - 1952 uczy w Leśnej także języka polskiego oraz historii, co świadczy o szerszym zakresie jej wiedzy humanistycznej.
       Dnia 25 grudnia 1945 r. odbywa się jej ślub z Mieczysławem Czarnockim, kolegą szkolnym, absolwentem SGH w Warszawie, w latach następnych także nauczycielem.
       Gdy w politycznych układach powojennych wtargnął do Polski system stalinowski wraz ze swymi praktykami, stosowanymi również w polskim szkolnictwie, Jadwiga przenosi się do rodziców, zamieszkałych wtedy w Zagórowie, powyżej Słupca.
       Do szkolnictwa powraca w roku 1954 jako nauczycielka jęz. niemieckiego w I Liceum Ogólnokształcącym im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie, gdzie pracuje nieprzerwanie do 1978 roku czyli do emerytury (obdarowana typowymi PRL-owskimi odznaczeniami).
       Echa jej wcześniejszej pracy w Leśnej Podlaskiej znalazły wyraz w miejscowej prasie ("Echo Leśniaków" nr 6, 1997 r.), oceniającej absolwentów Liceum Pedagogicznego tamże, gdzie się czyta opinię o Marii Czarnockiej:
"Należy do najbardziej zasłużonych nauczycieli, ludzi bardzo poważnych o trwałym dorobku i nie przemijających wartościach, przekazywanych młodzieży szkolnej w okresie okupacji i w latach powojennych. Jest osobą niezwykłej dobroci i nieprzeciętnej skromności cechującej ludzi zacnych i wielkich".
       Aby obraz był pełniejszy, należy tę utrafioną opinię poszerzyć o inne cechy, wzbogacające duchowy portret tej osoby. A więc pełniej rysowała się sylwetka Jadwigi na tle rodziny, w kręgach koleżeńskich, w kontaktach z przyjaciółmi, w postawie pedagoga, w opinii uczniów, także w stosunkach sąsiedzkich, co również bywa miarodajne. Cechą dominującą we wszystkich okolicznościach była szczera, niekłamana życzliwość Jadwigi do ludzi, płynąca z dobroci serca. To serce nie znało nieufności, co przejawiało się w dosyć specyficznym stosunku do uczniów jako dowód pełnego zaufania, co oni uchwycili jako cechę raczej rzadką, a co ich obowiązywało. Także postawa Jadwigi, nacechowana osobistą kulturą zobowiązywała. Takie metody wychowawcze towarzyszyły jej pracy nauczycielskiej. Wydawało to obfite owoce w sukcesach naukowych, a w życiu prywatnym przejawiało się jako trwałe związki przyjaźni, których czas nie osłabiał.
       Życzliwość Jadwigi wyrażała się w chęci niesienia pomocy każdemu, kto o nią prosił. Uczynna, nie odmawiała swej usługi. Służyła więc swą wiedzą, swą znajomością języka niemieckiego osobom, proszącym o przetłumaczenie tekstów w tym języku, często trudnego i zawiłego, ze względu na specjalistyczną terminologię, co wymagało czasu i kolidowało z jej zajęciami. Czyniła to bezinteresownie. Także udzielając korepetycji zawsze brała pod uwagę stopień zamożności drugiej strony.
       Taką działalność prowadziła do końca życia. Bardzo zrównoważona, nigdy nie poddawała się krańcowym nastrojom. Oddana z zapałem każdej pracy, której się podejmowała łącznie z zajęciami domowymi, wykonywała je umiejętnie, rzetelnie.
       Kochała literaturę piękną w obu językach, gromadziła wartościowe dzieła, uzupełniała nimi zasobny księgozbiór domowy. Do ulubionych polskich poetów należał Jan Kasprowicz, autor "Księgi ubogich", piewca urody tatrzańskiej. Dom, który stworzyła, był oazą ciszy, ładu, wzorem gospodarności. Słynął z gościnności. W związku z tym kontakty z zaprzyjaźnioną młodzieżą nabierały trwałości i ciągłości także na lata pozaszkolne.

       Na osobowość Jadwigi, na jej walory, wpływał szereg czynników. Jadwiga należała do pokolenia, zwanego przedwojennym, a choć pełny jego obraz to lata późniejsze, wszakże korzeniami swymi wyrastał z epoki, legitymującej się walkami o niepodległość kraju, o polską szkołę, w której przodkowie Jadwigi brali czynny udział, o pilne zachowanie i przekazywanie tradycji religijnych i patriotycznych.
       Toteż cechowała Jadwigę głęboka niewzruszona wiara, ożywiona atmosfera, jaką tworzyły polskie szkoły w latach 20-tych i 30-tych, gdzie nauka religii należała do czołowych przedmiotów, a wiedza religijna nie zawierała się w podręcznikach, lecz pełniła rolę drogowskazów życiowych. Towarzyszyły temu organizacje młodzieżowe, literatura religijna, a na wyższych uczelniach obecność kapelanów akademickich.
       A gdy jeszcze dodać, że "idolami" ówczesnej młodzieży były dość niezwykłe (w dzisiejszym rozumieniu ) ideały, jak ujawniona wtedy światu "mała" święta Teresa (z różami) i młody, zapalony alpinista Jerzy Frassati; Włoch, urzekający sprawnością fizyczną i radością życia - to uzupełni całość atmosfery tamtych lat.
       Siejba ta zaowocowała w dojrzałych latach życia młodych Polaków, nie kwestionowanych bohaterów najtragiczniejszej dla nich przyszłości.
       Lecz bohaterstwo ma różne oblicza. Gdy po przepracowaniu wielu lat w szkole zbliżył się czas słabnięcia sił fizycznych, moc ducha Jadwigi nie osłabła ani na chwilę. Wzmagającej się niesprawności fizycznej towarzyszył niezmącony spokój, a na słowa współczucia odpowiadała jednakowo: "przecież to naturalne".

       Kres przyszedł nieoczekiwanie. Cicho zamknęła swe życie w zgodzie z sumieniem, któremu się nie sprzeniewierzyła.
       W przymglony dzień 10 lipca 1998 r. na cmentarzu przy ul. Lwowskiej w Chełmie grono najbliższych i liczna grupa wypróbowanych przyjaciół otoczyła trumnę Jadwigi Czarnockiej, by pożegnać Ją słowami szczerego żalu.
       W tej właśnie chwili rozsunęły się chmury i promienie słońca padły na trumnę. Duch pokoju towarzyszył Jej życiu i pogodnie pożegnał Ją świat.
Zofia Książek  




Mowa wygłoszona przez prof. J. Krzywickiego
podczas uroczystości pogrzebowych
ś. p. Marii Jadwigi Czarnockiej


       
"Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu.
Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona,
tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół czy twoją własną.
Każda śmierć umniejsza mnie;
albowiem jestem zespolony z ludzkością
"
.

       Przyszło nam w udziale żegnać dzisiaj, towarzyszyć w ostatniej drodze Pani Profesor Jadwigi Czarnockiej.
       Poświęciła Ona kilkadziesiąt lat swojego życia pracy z młodzieżą i dla młodzieży. Wyróżniła się nadzwyczaj solidną i systematyczną pracą. Skoncentrowana była przede wszystkim na sprawach związanych z dydaktyką swojego przedmiotu. Zorganizowała i prowadziła pracownię języka niemieckiego. Wyposażyła ją w pomoce naukowe często za własne środki.
       W czasie swojej pracy zawodowej miała największe osiągnięcia dydaktyczne spośród nauczycieli pracujących wówczas w naszym województwie. Za swoją pracę została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi i Medalem Komisji Edukacji Narodowej.
       Swoich uczniów i wychowanków otaczała opieką i życzliwością nie tylko w czasie nauki szkolnej, ale także podczas ich studiów, jak i później, gdy stali się oni już ludźmi samodzielnymi. Zawsze stawiała sobie wysokie cele wychowawcze konsekwentnie wpajając uczniom właściwe zasady etyczne.
Zawsze zorganizowana, uśmiechnięta, perfekcyjna. Nawet ostatnio, kiedy parę miesięcy temu odwiedziliśmy Ją z grupą kolegów, mimo choroby, wózka inwalidzkiego, zdobyła się na wiele ciepła, serdeczności, życzliwości, a przede wszystkim na wspaniałą pamięć o naszej nauce i naszych losach. Pani Profesor należała do tego pokolenia nauczycieli, które przeszło cicho i niezauważenie, ale pozostawiło po sobie ogromne wartości etyczne, które próbujemy często nieudolnie stosować w życiu.
       Niech mi wolno będzie na zakończenie tych słów pożegnania zacytować fragment poezji innej naszej Pani Profesor - Zofii Książek.

       "Nic nie przepada
       żadne istnienie nie ginie
       u Tego, który policzył
       ziarenka piasku na pustyni
       i krople wód na oceanach,
       i wszystkie źdźbła traw na łąkach,
       i włosy milionów ludzi ............

       U tej Wieczystej Harmonii
       i Wieczystego Ładu
       wszystko jest dostrzeżone
       i policzone wszystko,
       wszystko się mieści w rachunku,
       w wielkim rachunku bezbłędnym ....

       Śmierć, która zgasiła spojrzenie ...
       i dla Niej snem tylko będzie ...
       i Jej otworzy wierzeje do wiecznej chwały
"

 

Spoczywaj w pokoju.

  * * *

 

"Jest nadal z nami..."

       Tak naprawdę, to jest jeszcze z nami. Skromna, szlachetna, wzbudzająca ogromny szacunek. Nieprzypadkowo na lekcji języka niemieckiego z wielkim oddaniem ucałowałam rękę pani prof. Jadwigi Czarnockiej. W ten sposób pragnęłam wyrazić mój podziw i szacunek z okazji dnia nauczyciela. Jej zdolności pedagogiczne były produktem niezwykłej osobowości prawego charakteru, równowagi wewnętrznej, jak też podziwu godnej matczynej intuicji. Zalety te chlubnie zaowocowały również w życiu prywatnym.
       Po trzydziestoletniej rozłące ze Szkołą, moją największą radością było ponowne spotkanie z panią prof. Jadwigą. Kochana i dobra pamiętała nas wszystkich dokładnie, a przecież znała setki uczniów! Wraz z małżonkiem prof. Mieczysławem Czarnockim przywitała nas bardzo uroczyście we własnym mieszkaniu. Z żalem zrozumiałam, że trudno będzie nadrobić tę długą rozłąkę (najpierw wyjazd do Krakowa, a potem do Wiednia).
Intensywna korespondencja, częste spotkania klasy 11 b u państwa Czarnockich, wzbogaciły nasze życie duchowe. Odbywały się przy tradycyjnym torcie orzechowym (którego przepis pieczołowicie przechowuję). Były oazą przyjaźni i serdeczności. Losy nasze nie były Jej obojętne. Wspominała często uczniów, których nie miała okazji spotkać od czasów maturalnych. Z przyjemnością stwierdziłam, że moje koleżanki z klasy: Magdalena Kasz, Ala Bartosiak, Ela Sztuka zawsze utrzymywały ścisły kontakt z domem profesorów.

       Ideały, jakimi kierowała się p. Jadwiga, osoby, które podziwiała (Matka Teresa z Kalkuty) świadczyły o Jej ogromnym sercu. W maju 1998 r. spełniło się Jej największe marzenie. Mogła odwiedzić panią prof. Zofię Książek i wspólnie z Nią spędzić popołudnie. Szczęśliwa, podzieliła się tą niezwykły wiadomością, obie płakałyśmy ze wzruszenia. Jak się wkrótce okazało, było to spotkanie pożegnalne.

       10-go lipca odprowadziliśmy w ciszy i skupieniu p. Prof. Jadwigę Czarnocką do Kaplicy Starego Cmentarza przy ul. Lwowskiej w Chełmie.
       Stałam obok trumny, mogłam pogładzić ją swoją dłonią, co napełniło moje serce błogością. Przemówienie Janusza Krzywickiego było jednym wielkim dziełem literackim. Nic dziwnego, jest on wychowankiem sławnego w Polsce Liceum - prawdziwym Czarniecczykiem!

Anna Wepa   Wiedeń, 30 marca 1999 r.  


Ostatni wywiad

       Od pięciu lat organizowana jest sesja popularnonaukowa poświęcona gatunkom publicystycznym, której towarzyszy konkurs literacki. W ubiegłym roku wybranym gatunkiem był wywiad. Postanowiliśmy, by konkurs stał się okazją do zaprezentowania ludzi, którzy na przestrzeni 84 lat istnienia szkoły zapisali się w jej dziejach złotymi zgłoskami i przyczynili się do jej świetności.
        Wśród złożonych prac znalazł się wywiad z panią. prof. J. Czarnocką. Długo zastanawiałam się, czy można go wydrukować. Jak zabrzmi głos człowieka, który od nas odszedł na zawsze... Okazuje się, że brzmi ciepło i serdecznie. To głos Nauczyciela oddanego młodym ludziom, zatroskanego o kształt polskiej szkoły, Nauczyciela, który nadal żyje w naszej pamięci. Oni wszyscy są wśród nas. Ich cienie spacerują dostojnie po zabytkowych korytarzach i strzegą świętych tradycji Czarniecczyków. Przypominają, że: "Przeszłość - to dziś, tylko cokolwiek dalej ... " .

  • Pani Profesor - jakie obrazy z dzieciństwa i młodości najgłębiej utkwiły w Pani pamięci?

  • To było bardzo dawno temu, bo mam już 83 lata. Dzieciństwo i młodość zawsze człowiek pamięta najdłużej, ponieważ są to chwile bardzo szczęśliwe. Swoje młodość spędziłam na Podlasiu, z którym jestem ogromnie związana. Przez wiele lat pracowali tam moi rodzice, później ja i mój mąż. Ale wcześniej uczyłam się w Liceum Czarnieckiego, które ukończyłam w 1934 roku. Następnie studiowałam w Warszawie u profesora Łępickiego, znawcy filologii niemieckiej. W 1939 roku poznałam przyszłego męża. Ale wkrótce wybuchła wojna i on musiał w niej uczestniczyć. Pobraliśmy się dopiero 6 lat później na Gwiazdkę 1945 roku. Zaraz po wojnie uczyłam j. polskiego w Liceum Pedagogicznym na Podlasiu. Dopiero w 1954 roku przyjechałam do Chełma i zaczęłam pracować w I LO jako nauczycielka j. niemieckiego.

  • Jak wspomina Pani I LO?
  • Wspominam je "podwójnie". Te najstarsze wspomnienia pochodzą z czasów, gdy byłam uczennicą liceum. Miałam wspaniałych nauczycieli: profesora Janczykowskiego, który był wspaniałym znawcą regionu chełmskiego, profesora Kińczyka, który uczył między innymi panią Kropp, bibliotekarza Teofila Sosnowskiego i wielu innych. Byli to ludzie "starej daty", jeszcze sprzed wojny. Dyrektorem szkoły był pan Ambroziewicz. Jego żona uczyła mnie historii. Pan Ambroziewicz był wielkim patriotą, posiadał ogromną wiedzę. Był bardzo przystojny, reprezentacyjny... Kiedy został przeniesiony do Liceum Batorego w Warszawie, szkoła zorganizowała cudowną uroczystość pożegnalną. Jako gorliwa harcerka wręczałam dyrektorowi w imieniu harcerzy piękny upominek. Była to miniaturowa izba harcerska. Dyrektor bardzo miłował harcerstwo polskie, które było szkołą patriotyzmu. Później, będąc na studiach w Warszawie, chodziłam na spotkania, które organizował. Zawsze utrzymywał serdeczne kontakty z chełmianami.

  • Jakie były warunki w nowym miejscu pracy w 1954 roku?

  • Bardzo dobre. Miałam własną klasopracownię, w której mieściło się 12 osób. Była tam także "językowa biblioteczka", różne urządzenia audiowizualne, pomoce naukowe. Mogłam różnymi metodami zachęcić młodzież do nauki j. niemieckiego.

  • Czy zainteresowanie j. niemieckim w czasach, gdy Pani uczyła, było duże?

  • Po wojnie młodzież niechętnie uczyła się tego języka. Dzisiaj młodzi ludzie ucząc się j. niemieckiego mają zupełnie inną motywację: chcą wymiany kulturowej, sportowej i towarzyskiej z Zachodem. Zaraz po wojnie w nas wszystkich tkwił pewien uraz psychiczny, jako pozostałość po czasach nieludzkich.

  • Jak wyglądał Pani pierwszy dzień w szkole?

  • Bałam się niesłychanie. Wszystko było "przerażające": tyle młodzieży, ciekawych oczu...

  • Jakie jest Pani zdanie na temat zawodu nauczyciela?

  • To bardzo trudna praca. Trzeba reprezentować wysoki poziom, żeby sprostać zadaniu, jakie staje przed każdym nauczycielem. To naprawdę trudna sztuka.

  • Czy jako mała dziewczynka marzyła Pani o zawodzie nauczycielki, a może fakt, iż rodzice byli nauczycielami, uczynił z Pani pedagoga?

  • Nie wiem, czy o tym marzyłam. Tak się jakoś złożyło... Przeważnie rodzice przekazują zawód dzieciom. Może zamiłowanie do pracy nauczycielskiej przekazuje się w genach?

  • Jaka atmosfera panowała w liceum?

  • Stosunek młodzieży do nauczyciela i nauczyciela do młodzieży był troszeczkę inny niż obecnie, tzn. był bardziej serdeczny. Teraz ten stosunek jest bardziej "luźny". Może dlatego, że jest tak dużo atrakcji, np. telewizja 30 lat temu też była, ale nie odgrywała takiej roli w naszym życiu jak obecnie?

  • Czy uczyła Pani kogoś z obecnych profesorów I LO?

  • Tak, pana Krzywickiego. Ale to było bardzo dawno temu, bo profesor Krzywicki ukończył liceum 30 lat temu.

  • Jak Pani Go wspomina?

  • Był bardzo dobrym i zdolnym uczniem.

  • Czy mogłaby Pani opowiedzieć o sukcesach Pani uczniów?

  • Większość moich uczniów wybierała filologię niemiecką. W tej chwili mogę pochwalić się 15 lektorkami, m. in. lektorka Akademii Sztabu Generalnego, lektorka Politechniki Lubelskiej. Były to przeważnie lektorki, a nie nauczycielki, ponieważ funkcja ta dawała możliwość wyjazdów za granicę, dokształcania się na kursach, a to przecież jest konieczne w nauce języka. Mój uczeń jest profesorem doktorem habilitowanym. To Ryszard Lipczuk, który początkowo był profesorem w Toruniu, potem przeniósł się do Szczecina.

  • Czy utrzymuje Pani kontakty ze swoimi uczniami?

  • Oczywiście. Związaliśmy się tak silnie uczuciowo, że po dziś dzień przyjeżdżają do mnie na imieniny czy jakieś inne święta. Utrzymujemy bardzo mile stosunki towarzyskie. W tym roku klasa, która obchodziła swoje 50 urodziny, przyszła do mnie i razem "świętowaliśmy". W tej klasie był m.in. pan Krzywicki. Oni co pewien czas gromadzą się razem i przychodzą do mnie. Wtedy ja przygotowuję tort orzechowy i ich przyjmuję. Ostatnio była u mnie Ania, która ukończyła elektronikę w Krakowie i teraz jest szefem firmy elektronicznej w Wiedniu. Przesyła mi przesympatyczne listy i drobne upominki. To taka przyjaźń, która była i trwa do końca życia.

  • Co sądzi Pani o współczesnym liceum?
  • To była i jest wspaniała szkoła, która wykształciła wielu szlachetnych ludzi, pożytecznych dla społeczeństwa. Na ostatnim zjeździe osobiście poznałam pana dyrektora Różańskiego. Uważam, że znakomicie prowadzi szkolę, o czym świadczą ostatnie osiągnięcia; sala gimnastyczna i basen.

  • Czy czapla zawsze była symbolem naszej szkoły?

  • Tak, zawsze nam towarzyszyła.

  • Jak wygląda Pani życie bez szkoły?

  • W każdej sytuacji życiowej jest mnóstwo obowiązków. Mam dużo zajęć praktycznych. Mój mąż jest chory. Muszę gotować mu obiady. Mimo że nie chodzę, to jestem jeszcze dosyć zdrowa. Poza tym mam pomoc z opieki społecznej. W wolnych chwilach czytam lub oglądam telewizję.

  • Jak dokończyłaby Pani zdania:
    • Z sentymentem wspominam... ...pracę w Liceum Czarnieckiego.
    • Najlepsze, co mi się w życiu przytrafiło... ...to miłość uczniów. Los obdarzył mnie gorącym sercem Ani, która pięknie do mnie pisuje.

    • Nie ma nic gorszego niż... ...utrata nadziei lub jakiegoś pragnienia. Zawsze trzeba mieć nadzieję i wiarę w dobro.

    • Boję się... ...Niczego się nie boję! Życie wymaga od człowieka bohaterstwa w wielu przypadkach. Żadne lęki i obawy nie pomogą. Trzeba "wziąć się w garść" i wszystkiemu dać radę.

    • Jestem wdzięczna... ...tym, którzy ukazali mi piękno życia.

  • Jakie cechy najbardziej pomogły Pani w życiu?

  • Dokładność i sumienność.
  • Czy uważa Pani, że miłość i dobroć, które zaznajemy jako dzieci, mają wpływ na resztę życia?

  • To, z jakiego środowiska człowiek wyszedł, ma wielki wpływ na resztę jego życia. Jeśli w rodzinie było miło i serdecznie, to później zawsze tęskni się do tej atmosfery.

  • Czy lubi Pani święta Bożego Narodzenia?

  • Ogromnie. Moje święta są bardzo piękne. Przyjeżdża do mnie cała rodzina i razem przygotowujemy wieczerzę wigilijną. Zawsze mam żywą choinkę. Dawniej rolę choinki pełniła jodła. Taki cudowny zapach roznosił się w całym mieszkaniu, że aż człowiek był nieprzytomny z tego zapachu. Niestety, jodły są teraz pod ochroną i musimy zadowolić się zwyczajnym świerkiem. Poza tym jestem takim Św. Mikołajem całej rodziny. Zawsze robię prezenty. Przeważnie kupuję bieliznę nocną, czekoladę i owoce. Oczywiście też otrzymuję prezenty. Zgodnie z rodzinną tradycją "Mikołaj" jest nie 6 ale 24 grudnia w Wigilię.

  • Gdyby los dał Pani jeszcze jedno życie, jak chciałaby je Pani przeżyć?

  • Chyba tak samo. Niczego nie chciałabym zmienić w swoim życiu. Zawsze żyłam z rozwagą i poważnie podchodziłam do wszelkich obowiązków.

  • Dziękujemy za rozmowę.
Chełm, dn. 7.12.1997 r.
Aneta Szwalikowska i Monika Szewczuk, klasa II a

Powrót