Zbigniew Sieduszewski

 Lekcja chemii.

 

                 Była kobietą dynamiczną, z pasją podchodziła do każdej lekcji. Do klasy wpadała jak burza, z rozwichrzonymi włosami. Nazywaliśmy Ją  „Heksa”, ale przecież to nie było złośliwe, to był Jej charakter.

             Znaliśmy się od dawna.. Była koleżanką z liceum mojej Mamy i została moją chrzestną.. Niewiele jednak było okazji do wspólnych spotkań, ale kiedyś na spacerze, gdy byłem jeszcze w podstawówce spytała mnie -jakiego gazu jest najwięcej w atmosferze. Wtedy strzeliłem gafę - była zawiedziona. Ale od tej pory już pamiętałem.

               Potem spotkaliśmy się w liceum. Chemia nie była moją pasją, ale Pani Profesor bardzo mnie lubiła , no i trochę faworyzowała – aż czasami było mi głupio. Zmuszało mnie to jednak do zwiększonego wysiłku, bardzo nie chciałem zawieść swojej nauczycielki. Nie zostałem jednak chemikiem, chociaż lekcje chemii bardzo mnie ciekawiły. Sposób prowadzenia zajęć przez naszą profesorkę był bardzo pouczający,  wyzwalał w nas zaangażowanie, dzięki przekonywującemu stylowi prowadzenia wykładu, jak i dużej ilości doświadczeń chemicznych, wykonywanych mimo skromnego zaplecza pracowni.  Wprawdzie nie zawsze wychodziło to, czego należało się spodziewać, ale wnioski z doświadczeń były zawsze słuszne, no i przecież szkoły nie wysadziliśmy w powietrze.

                    Po zdaniu matury wyjechałem do Warszawy i nasz kontakt  prawie zupełnie się urwał, chociaż często, podczas mego pobytu w Chełmie rozmawialiśmy o Niej w gronie rodzinnym.

                    Teraz przyszedł czas na refleksje.   Chyba  jednak za mało docenialiśmy wielkie zaangażowania naszej profesorki. Ona naprawdę chciała nauczyć nas chemii... i nauczyła.

            Mieliśmy w naszej klasie wspaniałych i wybitnych pedagogów , a profesor Pelagia Matysiak była jednym z nich.

 

                                                                                Zbyszek Sieduszewski