MAGDALENA KASZ-RYCHWALSKA

ZJAZDOWA PIOSENKA

        Nadszedł wreszcie dzień 12 stycznia 1985 r., od którego nie było ucieczki, choć może niektórym przyszłaby jeszcze ochota. Wszystko przygotowane, zapięte i dopięte na ostatni guzik. Chorej wychowawczyni spadła temperatura z 38oC, widziano ją u fryzjera. Ufff, na szczęście zdrowsza, więc będzie na zjeździe.

        Wyskakujemy z samochodu, jednocześnie poprawiając fryzury i przytrzymując wiązanki kwiatów. Wpadamy w objęcia ciała pedagogicznego. Całujemy z impetem małżonka wychowawczyni, biorąc go za któregoś z kolegów, a następnie ściskamy wszystkich po kolei. Z rozbrajającą szczerością kłamię, iż nikt się nie zmienił i wszystkich bez trudu poznaję. Oszołomiona przychodzę do siebie i próbuję rozszyfrować nie rozpoznane dotąd twarze. Podchodzę do Romka Mateli, stoi na uboczu, pyka fajkę. Taki sam, jak w szkole – milczący indywidualista.

        I już za chwilę idziemy brodząc w głębokim śniegu pod pomnik poległych nauczycieli i wychowanków Liceum im. Stefana Czarnieckiego. Składamy na płycie wieniec, a nasze milczenie utrwalone zostaje przez fotografa. Jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie na schodach przed wejściem do szkoły.

        Przechodzimy do Liceum Ekonomicznego, gdzie nasi chłopcy mają rozegrać mecz koszykówki z reprezentacją szkoły. "W naszej szkole remont – mówi Ela Gołębiowska – wszystko jest zmieniane na nowe oprócz posadzki, ta jest niezniszczalna". Pamiętamy ją i ona pamięta nas przemierzających kilometry śliskiej powierzchni, nasze głośne rozmowy, ciche myśli i marzenia.

        Na gwizdek trenera szybko zmienia się nastrój. Obserwujemy sportowe zmagania naszych chłopców. Stanowili kiedyś najlepszą drużynę, dzisiaj przegrywają. Ale my, dziewczyny, widzimy w nich zwycięzców – wygrali z czasem swoją młodzieńczą odwagą zmierzenia się z przeciwnikiem o 20 lat młodszym. Brawa, uściski, błysk flesza...

        Już w chwilę później pędzimy do zjazdu w Janowie. Organizacyjny sztab lokuje się w apartamencie, dziewczęta zajmują dwa sąsiednie pokoje. Mała przekąska na stojąco, sto lat dla naszej wychowawczyni i pora rozpalać ognisko. Koledzy nie czekają na naszą pomoc, dobrze przeszkoleni przez żony, sprawnie porcjują kiełbasę. Zjadamy ją parząc sobie usta, wpatrzeni w pełzające języki ognia. Śpiewamy harcerskie i studenckie piosenki. Oplatamy kołem radości to ognisko dawnej przyjaźni.

        Wracamy, by rozpocząć przygotowania do uroczystej kolacji. Chłopcy nie potrzebują wiele czasu, by zmienić się w wytwornych dżentelmenów. My biegamy od lustra do lustra, poprawiając makijaż nadwerężony trudami i emocjami dnia.

        Obserwujemy z zazdrością naszą panią profesor, która nie bacząc na chłód i grypowy stan wkłada jedwabną suknię. "Jak pani to robi, że ma taką figurę?" – pytamy. "A my, jakie jesteśmy?" "Wypiękniałyście bardzo, dziewczęta..." Więc wyjmujemy zdjęcia piękniejszych od nas – własnych dzieci i bez żenady chwalimy się nimi: jakie mądre, urodziwe, dowcipne.

        Chwile euforii przerywają koledzy, którzy nie bacząc na nasze uniesienie, lokówki we włosach i nie dokończony rynsztunek, wyciągają nas z pokoju do sali bankietowej. Stół pięknie nakryty i obficie zastawiony mieści swobodnie naszą wychowawczynię mgr Janinę Leszko i nas – 26 byłych uczniów XI b. Zbratani czteroletnią nauką czujemy mocniej wspólną więź, gdy pani profesor odczytuje z dziennika nasze nazwiska. Nie wszyscy są obecni, ale ci, którzy chcieli i mogli się dzisiaj spotkać, ze wzruszeniem wysłuchują powitalnych słów. Te słowa trafiają do każdego z nas – proste, szczere i nie wymuszone odkrywają przed nami prawdę tamtych lat. Lat szczególnej wagi nie tylko dla naszej przyszłości, ale i dla pedagogicznej drogi naszej wychowawczyni, która rozpoczynała  wtedy swa pierwszą pracę. Dystans 20 lat pozwolił jej na pochwałę nas samych i naszych działań, doświadczenie wychowawcy nabyte w tak długim okresie wystawiło wnikliwą ocenę. "Wiele się od pani nauczyliśmy, ale i pani profesor uczyła się od nas" – stwierdza sentencjonalnie Janusz Krzywicki.

        A potem, po kolei, mówimy o sobie, o tym, co osiągnęliśmy, czego nauczyliśmy się przez te lata po rozstaniu ze szkołą. Każdy z nas dzieli się swoimi sprawami, niektórzy otwarcie przedstawiają bolesne życiowe niepowodzenia, śmierć, czy chorobę bliskich. Czujemy się związani tą bliskością, radośnie zdumieni własną szczerością. Zapominając o pozycjach i zawodach widzimy w sobie jedynie kolegów z klasy.

        W ożywioną rozmowę wdzierają się nagle głośne dźwięki – to rock and roll – taniec naszej młodości. Niezastąpiony Jurek Emerla przygotował taśmy z nagraniami melodii, które towarzyszyły nam w szkolnych latach. Tańczymy zapamiętale, znów mamy po 18 lat. Doskonale pamiętamy charakterystyczne figury tańca, nie czujemy zmęczenia, śmiejemy się i żartujemy. Romek Matela "zalicza" wszystkie dziewczyny, by w końcu mistrzowsko poprowadzić do tańca naszą wychowawczynię, której rock and roll nie obcy, jako że niewiele od nas starsza.

        Nie chcemy wierzyć, że to już 4 rano, że przetańczyliśmy całą noc. Porzucamy salę balową, w pośpiechu chwytamy palta, by zdążyć na ranny autobus. Nie nadjeżdża. Czekamy, przytupując z zimna, gdy nagle Marysia prosi: "Magda, zaśpiewaj tę swoją piosenkę". Wyjmuję z kieszeni pomięta kartkę i trochę schrypniętym głosem zaczynam:

Już za chwilę otoczy cię przeszłość,
Znane twarze zobaczysz dokoła
i choć pamięć zawodzi,
Nie wstydź się, nic nie szkodzi,
Że nie wszystkich rozpoznać dziś zdołasz.

Ref.:
Te dwadzieścia lat, to niemało,
Aby zmienić nas w innych ludzi,
Lecz w oczach ten sam blask
Młodości dawnej brzask,
Co się w nas jeszcze budzi.

Przez ten wieczór bądź tylko kolegą
Z naszej szkoły, z tej samej klasy,
Nie myśl o tym, co w domu,
Co u dzieci, u żony,
Czy bez ciebie też "leci" im w pracy?

Ref.:
Te dwadzieścia lat...

Gdy nazwisko swoje usłyszysz,
Tak jak dawniej z dziennika czytane
To odpowiedz, nie zwlekaj,
Chociaż głos ci się łamie:
"Jestem tutaj, OBECNY, p...sze Pani!"

Te dwadzieścia lat to za mało,
By nas zmienić w innych ludzi,
odebrać oczom blask –
Młodości zatrzeć czas,
Wspomnienia szkolne ostudzić.

Magdalena Kasz-Rychwalska